Times Square

matthew.

szedł powoli, żeby każdy mógł go dobrze obejrzeć, z rękami wsuniętymi w kieszenie ciemnych rurek Diesla i szpanował nerką Lacoste.

marquise

spacerował sobie z głową opuszczoną w dół,bo zapomniał sobie listy zakupów,więc probował ją w głowie odtworzyc... jogurty,ten pyszny sok pomaranczowy San Pellegrino......iiii wpadł na nieznajomego! ;o

matthew.

odbił się od markiza i zupełnie odruchowo złapał go za ramiona, ażeby to nie stracić równowagi.
-ocholera ;3

marquise

odurzyly go calkowicie perfumy mefju i nie mialby nic przeciwko dluzszemu usciskowi,ale coz,opamiętał się. chyba.
- przepraszam,ja... ja... - to potrwa wieki.

matthew.

-to ja przepraszam - zmieszał się nieco trochę, a to w przypadku matta niespotykana rzecz. natychmiast puścił markiza i poczuł jakby.. jakby. odchrżąknął i zmierzwił włosy - nic ci nie jest?

marquise

- nie,bo ja wlasnie,bo to moja wina,to ja powinien spytac,bo ja myslalem o zakupach,bo ide zrobic je,no nie,rzeczy sie pokonczyly,musze byc niezalezny,robie zakupy,takie tam,nic ci nie jest? - powiedzial i mu sie automatycznie zrobilo glupio. i slabo. i kretynsko. sie wyglupic przed TAKIM gosciem.

matthew.

podniósł rękę z chęcią pogładzenia markiza po policzku, ale w ostatniej chwili się rozmyślił. a co jeśli go odrzuci? nie mógł sobie pozwolić na coś takiego. będzie działał ostrożnie. uśmiechnął się więc świecąc zębami pielęgnowanymi pastą anal-a i nitką dentystyczną.
-w porządku - przypadkiem musnął dłonią palce markiza ;c

marquise

zadrżał. no ale on sie w zyciu do tego nie przyzna,nie oczekujcie. - o czym to ja mowilem? - rzekl meskim glosem i wypiął klate,xd.

matthew.

-o zakupach - rzucił od niechcenia i podrapał się za uszkiem, nieświadomie wyobrażając sobie że to markiiz go smyra. zmrużył oczy, ale kiedy wspaniałomyślnie domyślił się iż musi wyglądać dziwnie, przestał i spuścił głowę, patrząc na swoje miłe etniski ;c

marquise

sama mam etniski :c
- ah,oczywiście,bo ja otóż wybrałem się,aby uzupełnic zapasy w lodówce - wyrafinowanie górą. albo udawanie go. - jesteś taki seks..sensowny! mówisz sensownie.....

matthew.

szerzej otworzył oczy. czy się przesłyszał? nieznajomy chłopak tak zawrócił mu w głowie ;3 że myślał, że uważa go za seksownego? nie.. powiedział tylko że jest sensowny. to nie to samo. zmarkotniał.
-mogę ci pomóc - dodał po chwili i ponownie się uśmiechnął. wziął od markiza jedną siatkę. taka pomocna bestia z niego.

marquise

- dziekuje. - ugieły sie pod nim kolanka,był uroczy i pomocny! szkoda,ze bal sie to okazac. jak podawał mu siatkę to ich palce sie dotknely i moglby przysiac,ze jego tez przeszedl dreszcz,joł,ale rym.

matthew.

-jesteś taki przys.. przystosowany do tego środowiska - wbił spojrzenie w pierwszą lepszą kobietę w tłumie, żeby tylko nie patrzeć markizowi w oczy. stchórzył ;c nie powiedział, że jest przystojny. a przeciez jego oczy sprawiały, że pocił się pod pachami, haahah ;3

nico

niko szła, też miała ciemne rurki diesla! rozglądała się dookoła, jej długie włosy rozwiewał monsun letni, wiejący znad oceanu :c

lowe, dzieciaczki.